Premiera: 11 grudnia 2019
"Słucham go i zasmuca mnie fakt, że ludzie są aż tak wielkimi szkodnikami. Mogłoby się wydawać, że taka wyprawa górska oznacza kontakt z dziewiczą przyrodą, tym, co nieosiągalne dla człowieka. Zdobycie ośmiotysięcznika jest postrzegane przez zwykłych zjadaczy chleba jako ogromny wyczyn. Podziwiamy tych, którzy mają siłę, determinację i pasję, by zmierzyć się z nieprzewidywalną potęgą wysokich gór. Tymczasem rzeczywistość wygląda nieco inaczej, kiedy spojrzy się na skutki wypraw wysokogórskich.
- Zdecydowanie za mało się o tym mówi - stwierdzam ze stanowczością. - Ludzie nie mają o tym pojęcia.
- Ma pani okazję to zmienić - patrzy mi w oczy.
- I tak właśnie zrobię.
Czuję przypływ podekscytowania. No proszę, to się Lidia zdziwi, kiedy przeczyta o tym w książce. Może się wreszcie przekona, że ekologia może być chwytliwym tematem" - fragment powieści.
Po mocno przedpremierowej lekturze najnowszej książki Melissy Darwood pt. "(Nie)zdobyta" od razu wiedziałam, że z nieskrywaną przyjemnością przygarnę ją pod moje patronackie skrzydła. A to za sprawą pary głównych bohaterów - dziennikarki Julii oraz alpinisty Jeremiego, których utarczki i przeciąganie liny, a następnie kooperacja w słusznym celu sprawiły mi podczas lektury niesamowitą frajdę. A jeśli do tego dołożymy budowane od pierwszego ich spotkania niemal namacalne napięcie, które konsekwentnie utrzymywane jest aż do ostatniej strony, to otrzymujemy historię romantyczną, jakiej na polskim rynku wydawniczym jeszcze nie było!
Zapamiętajcie poniższe hasła!
- Dowcipne dialogi.
- Pełne charakteru główne postacie oraz chemia między nimi (scena masażu obolałej po pierwszym treningu Julki - crème de la crème ;)).
- Morderczy trening przygotowujący kobietę do wspinaczki wysokogórskiej.
- Przesłanie ekologiczne.
- Miłość do gór i znaczenie ryzyka podejmowanego przez wspinaczy.
- Dysfunkcja, którą można przekuć w atut.
- Piorunujące zakończenie.
Oto smakowita kombinacja zaklęta w pierwszym tomie nowej serii Darwood z górskimi szlakami oraz dziennikarstwem ważnym społecznie w tle. Dołączcie razem ze mną do #teamJeremi, bo takich bohaterów, którzy nie dość, że wyglądają jak młodzi bogowie, a do tego są szarmanccy, nieustępliwi i jednocześnie emanujący wewnętrznym ciepłem oraz seksapilem, nie ma zbyt wielu. I co więcej, Jeremi posiada tak wielkie serce, jak góra, którą chce zdobyć (tutaj miejsce na rozanielone westchnienie ;)).
A sama Julka? To niesamowicie waleczna kobieta, która niczym kultowy Rocky Balboa krok po kroku szykuje się do walki, tyle że w jej wypadku z własnymi słabościami oraz niebezpiecznymi górami. Ta pozytywnie zakręcona i pełna werwy osóbka bezapelacyjnie podbiła moje serce, ponieważ uwielbiam silne damskie osobowości, które wiedzą czego chcą i konsekwentnie do tego dążą.
Przygoda, miłość i góry - czegóż można chcieć więcej? Melissa Darwood wie, jak rozkochać w swoich książkach czytelniczki i robi to brawurowo w swoim romansie z nutą komedii oraz ważnym przesłaniem! Melissa potrafi swą bogatą wyobraźnię ubrać w takie słowa, że bez najmniejszych przeszkód zagłębiamy się w lekturze, doskonale się przy tym bawiąc. Ta rozrywkowa historia daje jednak również przestrzeń do refleksji nad tym, jak bardzo człowiek zapomina się w swoich dążeniach do podporządkowywania sobie przyrody w imię zaspokajania swoich (często chorych) ambicji.
Bo czy mieliście świadomość, że Mount Everest przypomina wysypisko śmieci? Że są tacy wspinacze, którzy zdobywają ośmiotysięczniki nie dla obcowania z naturą i pokonywania własnych słabości, ale dla zrobienia sobie "selfie" na szczycie, ignorując przy tym konieczność posprzątania po swoim obozowisku? Nie? Ja również nie zdawałam sobie z tego problemu sprawy, ponieważ jestem bardziej stworzeniem nadmorskim niż górskim, a zatem nie zwracałam uwagi na te kwestie. Dzięki "(Nie)zdobytej" ten stan rzeczy uległ zasadniczej zmianie.
Serdecznie dziękuję autorce za zaufanie i możliwość współpracy przy kolejnym tytule, który wyszedł spod jej klawiatury :) Od samego początku podeszłam do tej książki niesamowicie entuzjastycznie i wierzę, że i wy - moi drodzy Zaczytani - ten entuzjazm podzielicie.
Bo czy mieliście świadomość, że Mount Everest przypomina wysypisko śmieci? Że są tacy wspinacze, którzy zdobywają ośmiotysięczniki nie dla obcowania z naturą i pokonywania własnych słabości, ale dla zrobienia sobie "selfie" na szczycie, ignorując przy tym konieczność posprzątania po swoim obozowisku? Nie? Ja również nie zdawałam sobie z tego problemu sprawy, ponieważ jestem bardziej stworzeniem nadmorskim niż górskim, a zatem nie zwracałam uwagi na te kwestie. Dzięki "(Nie)zdobytej" ten stan rzeczy uległ zasadniczej zmianie.
Serdecznie dziękuję autorce za zaufanie i możliwość współpracy przy kolejnym tytule, który wyszedł spod jej klawiatury :) Od samego początku podeszłam do tej książki niesamowicie entuzjastycznie i wierzę, że i wy - moi drodzy Zaczytani - ten entuzjazm podzielicie.
Komentarze
Prześlij komentarz