Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Moje przyjaciółki z Ravensbrück" - Magda Knedler

Premiera: 24 kwietnia 2019

"Można więc zaryzykować i spróbować odtworzyć ich relacje, przeprowadzić powiązania między więźniarkami, a nawet pokusić się o ustalenie stopnia zażyłości. Tyle że nie zawsze tak się da. Kobiety przenoszono z bloku na blok, by zapobiec zacieśnianiu więzi. Ida już dawno zrozumiała, że nigdy się nie dowie, jak to było naprawdę w obozie. Mogła tylko czytać i słuchać. A historii i perspektyw poznała wiele - zupełnie tak, jak gdyby Ravensbrück istniał po wielokroć". - fragment książki.

Chciałabym wszem i wobec obwieścić, że Magda Knedler - moja ukochana polska pisarka młodego pokolenia - napisała według mnie najlepszą w swoim dorobku książkę, strącając tym samym z piedestału powieść "Historia Adeli". Napisała bowiem książkę historycznie ważną, warsztatowo bardzo dobrą (ale tutaj w ogóle nie jestem zaskoczona, bo to nieustająco literatka czarująca słowem) i traktującą o kondycji człowieka, jako istoty wielowymiarowej. "Moje przyjaciółki z Ravensbrück" pokazują nam, że każdy z nas składa się z cielesnej powłoki, którą można próbować zniszczyć (niestety te próby w czasach II Wojny Światowej okazywały się drastycznie skuteczne i to w makroskali), ale to wewnętrzny duch, serce i umysł stanowią o sile człowieczego istnienia. A jeśli do tego jeszcze dodamy przyjaźń ponad podziałami i podsycaną dzięki niej chęć przetrwania nieludzkich obozowych warunków, to otrzymujemy piorunującą historię, zapadającą w pamięć na długo.

Autorka, posiłkując się bardzo dogłębnym rozpoznaniem w zakresie funkcjonowania największego kobiecego obozu koncentracyjnego utworzonego przez nazistowskie Niemcy - KL Ravensbrück, jak również prawdziwymi wspomnieniami byłych więźniarek tego obozu, stworzyła powieść, która śmiało może zająć ważne miejsce w gatunku literatury wojenno-obozowej, chociaż ściśle rzecz biorąc stanowi kombinację tego gatunku z literaturą obyczajową. Knedler zastosowała tutaj manewr wplecenia współczesnej opowieści, której główną bohaterką jest trzydziestosześcioletnia pisarka Ida Breza, w historyczne wydarzenia, napiętnowane tragedią i śmiercią.


Ida specjalizuje się w spisywaniu biografii postaci historycznych, ale kiedy w tajemniczych okolicznościach wchodzi ona w posiadanie manuskryptu, stanowiącego przerażające świadectwo obozowej rzeczywistości, dokłada wszelkich starań, aby zidentyfikować twórcę tekstu. Można śmiało powiedzieć, że opowieść o więźniarkach KL Ravensbrück Marii, Sabinie, Bente i Heldze staje się obsesją Idy, a jej upór i konsekwencja w dochodzeniu do prawdy wywracają jej życie do góry nogami. Bo Ida tak zżyła się z "Moimi przyjaciółkami", że nadała im niemal rzeczywiste twarze, przekuwając słowa w obrazy. I to obrazy niezmiernie przejmujące.

"Moje przyjaciółki z Ravensbrück" to książka-cytat, bo w tak liczne ważne sformułowania obfituje, zarówno te humanistyczne, traktujące o ludzkiej naturze, jak i te wydawałoby się zwyczajne, odnoszące się do najprostszych życiowych czynności i międzyludzkich relacji, które zdołały przetrwać w warunkach terroru i wszechobecnej śmierci. To jednocześnie książka-manifest, mówiąca o tym, jak niszczycielskie pierwiastki nosi w sobie człowiek, a z drugiej strony, jak empatyczny i bezinteresowny może być. 

Tu nie ma się co rozpisywać, tu trzeba "Moje przyjaciółki" czytać i ustawić je na swojej półce jako dzieło szalenie ważne i wartościowe. Bo warto pamiętać o tym, że to właśnie w niemieckim Ravensbrück osadzonych było w czasie II Wojny Światowej najwięcej Polek i to właśnie one wykazywały się niezwykłym hartem ducha, organizując nie tylko wsparcie dla najsłabszych i najbardziej poniewieranych w obozie kobiet, ale i edukując współwięźniarki w zakresie każdego możliwego przedmiotu szkolnego i kultury.

Nigdy nie będzie zbyt mało świadectw o nieludzkich czasach, w których słowo "człowieczeństwo" odzierano z godności, prywatności i nadziei. Nie wolno nam nigdy zatrzeć pamięci zbiorowej i indywidualnej o świadectwach płynących wprost z obozowych baraków, lazaretów, bunkrów czy krematoriów. Naszym obowiązkiem jest pamiętać.

Dziękuję Magdo za tę lekturę, za Twoją pracę, za uchylenie rąbka tajemnicy w zakresie tego, jak pisarz potrafi się zżyć ze swoimi postaciami i ile kosztuje go stworzenie książki, zwłaszcza takiej, która porusza bolesne i trudne tematy. Bo jestem przekonana, że wiele ze swoich prywatnych doświadczeń wlałaś w postać Idy. A o to, czy rzeczywiście tak było na pewno zapytam Cię przy okazji najbliższego możliwego spotkania autorskiego.

Jeszcze raz, dziękuję.



  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wywiad: Domi czyta i pyta, czyli Paulina Świst w krzyżowym ogniu pytań

Drodzy zaczytani! Dzisiaj na moim blogu gości jedna z najbardziej tajemniczych pisarek na polskim rynku wydawniczym. Jej kryminalno-erotyczne powieści bardzo przypadły do gustu czytelnikom, chociaż wielu – w tym mnie – wprawiły w pewną konsternację. Bo jak to? Jej debiutancki „Prokurator” to nie 100% kryminał, a erotyk z nutą sensacji? Paulina Świst potrafi zaskakiwać, a jej kryminały prawniczo-policyjne z domieszką pikanterii schodzą z każdym nowym tytułem na pniu. Foto: Paulina Świst Domi: Paulino, serdecznie Ci dziękuję za Twoje pozytywne nastawienie do mojej propozycji wywiadu, która to nadeszła krótko po premierze Twojej najnowszej książki pt. „Sitwa”.  To Twoja piąta powieść, a do tego dorzuciłaś jeszcze w tym roku opowiadanie w antologii „Zabójcze święta”. Paulina: Cześć Domi :* To prawdziwa przyjemność móc z Tobą pogadać, nawet wirtualnie ;) Domi: Jak Ci się zatem pisało taką krótką formę i czym różni się dla Ciebie praca nad opowiadaniem od pracy nad powieścią? 

Akcja #CzytajLegalnieiPozwólLegalnieCzytaćInnym

Drodzy Zaczytani! Aktywnie działam w social mediach związanych z czytaniem i promocją czytelnictwa. Na swoim Instagramie  @domiczytapl  dzielę się z Wami wrażeniami z lektur, polecam książki, pokazuję wycinek swojego prywatnego życia, a także poruszam ważne według mnie kwestie dotyczące literackiego (ale nie tylko ;)) świata. I tak się wczoraj złożyło, że post jednej z moich ulubionych pisarek uruchomił we mnie organiczną potrzebę zaapelowania do wszystkich, którzy czytają i/lub udostępniają nielegalne ebooki czy PDFy książek, a także audiobooki. Niech ten wpis stanowi swoistą bazę wiedzy o możliwościach legalnego czytania, bo w dobie powszechnego dostępu do Internetu, smartfonów i komputerów naprawdę nie trzeba zniżać się do kradzieży cudzej własności intelektualnej, a tym jest udostępnianie w różnych internetowych miejscach plików z książkami elektronicznymi czy dokumentami dźwiękowymi bez zgody autora. Zachowania noszące znamiona przestępstwa należy bezwzględnie piętnować

Multirecenzja cyklu "Mistrz gry" - Joanna Lampka

 "Tylko kłopoty, wyzwania, niebezpieczeństwa i trudne decyzje. Tam, dokąd idę, będzie wyłącznie od górę" - fragment tomu IV "Mistrz gry". Cztery lata temu poznałam pióro Joanny Lampki i nieco nostalgicznie podchodzę do dzisiejszego wpisu, w którym postanowiłam zebrać wszystkie wrażenia z lektury serii fantasy "Mistrz gry" zakończonej tomem o tym samym tytule. "Gwiazda Północy, Gwiazda Południa" okazała się książką moich wakacji AD 2020. Przeczytałam ją jednym tchem, zarywając nockę, bo perypetie dwudziestoczteroletniej oficerki wywiadu i księżniczki Królestwa Żeglarzy w jednej osobie, Aline Sages, tak mnie zafascynowały. Joanna Lampka znana jako "Szwajcarskie Blabliblu" wykreowała niesamowitą żeńską postać oraz towarzyszący jej kobiecy oddział do wojskowych zadań specjalnych. A że autorka wplotła w fabułę wątki fantastyczne (umiejętności programowania umysłów, wyniesione z Klasztoru Shan-Thi) to ich moc idealnie komponuje się z przygodo