Premiera: 31.10.2018
Jakub Małecki zdecydował się opowiedzieć dwie historie, mające wspólne wątki. Stworzył trzydziestodwuletnią Olgę Lipską; kobietę z pozoru niezależną, ale głęboko osadzoną w uczuciu sprzed lat. W jej życiu niespodziewanie pojawi się Klemens - syn Marzeny i Antka - pilota myśliwca; mężczyzna o cechach chłopca, mający swój własny, trudny do przeniknięcia świat, i chociaż będzie to obecność jedynie chwilowa, to odciśnie ona swój niedający się zatrzeć ślad na losach Olgi. Nie można w tym miejscu nie wspomnieć o Igorze, pierwszej i jedynej miłość Olgi, z którym rozdzielił ją czas, ale połączyła nierozerwalna więź oraz nieszablonowy album "Nikt nie idzie".
Małecki przyzwyczaił mnie już, że jego proza emanuje wszystkimi barwami i nutami emocji, chociaż traktuje o jakże przyziemnych sprawach. Zderzymy się na kartach tej jesiennej powieści obyczajowo-psychologicznej z kwestią przeznaczenia, przemijania, straty czy blokady w komunikacji między ludźmi, która to blokada - jak już dawno stwierdził Stephen Hawking, a co ja sparafrazowałam - jest podstawą wielu nieporozumień i cierpień człowieka.
Nie napiszę nic więcej, poza jednym: czytajcie Małeckiego, bo to wybitny polski pisarz współczesny, mający niebywałą zdolność do pisania o rzeczach pozornie zwykłych w przejmująco niezwykły sposób i ugruntowujący z każdą kolejną książką swoją pozycję na rynku literatury wysokich lotów.
Bardzo dziękuję Wydawnictwu SQN za możliwość przedpremierowej lektury "Nikt nie idzie".
"Co rano parzyła w tygielku kawę po turecku, z cukrem i kardamonem, a potem siadała w pokoju, naprzeciw do połowy ułożonych puzzli na ścianie, i otwierała Nikt nie idzie: ponad tysiąc kartek, na każdej stronie drzeworyt, zdjęcie albo krótki wiersz. Oglądaj jedną stronę dziennie, powiedział kiedyś Igor. Więc oglądała." - fragment powieści.
Przyznaję, że mam z Jakubem Małeckim dwa, nie lada problemy... Bo chociaż jestem ekstrawertykiem z dość pokaźną siłą przebicia, to Kuba onieśmiela mnie swoją osobą przy każdym bezpośrednim spotkaniu. I robi to absolutnie nieświadomie, będąc człowiekiem nader skromnym, bo to ja milknę przy jego jego talencie :)
Podobnie też mam z przelewaniem na papier moich wrażeń z lektury jego książek. Ja ich nie czytam, ja je chłonę całą sobą, bo poruszają we mnie najbardziej nostalgiczne struny (tak, ekstrawertyczne osobowości również takowe posiadają). I tu pojawia się drugi problem, ponieważ zamiast spisywać te uczucia, wolałabym pozostać w milczącej kontemplacji. No to sobie możecie, moi drodzy, wyobrazić, jak niewiarygodnie mocny musi być styl Małeckiego, skoro na taki wulkan energii jak ja, działa jak melisa, a właściwie hektolitry jej naparu.
Najnowsza powieść Jakuba Małeckiego pt. "Nikt nie idzie" - pierwotny tytuł "Nauka latania", który moim skromnym zdaniem dużo lepiej oddałby jej niepowtarzalny klimat - to propozycja pełna symboli, samotności, niepewności, drżąca fortepianowym pianissimo, ale i uderzająca mocnym forte.
Z jednej strony książka ta przygniata siłą przekazu, bo mamy tutaj bohaterów po traumie i różnorodnymi obciążeniami, których losy śledzimy w skupieniu i empatycznym zrozumieniu. Natomiast z drugiej strony tytuł ten cechuje lekkość formy i skondensowanej w niedługich rozdziałach fabuły, podobnych balonom uciekającym z klemensowego plecaka (kto przeczyta książkę, będzie wiedział, w czym rzecz) czy uczuciu wolności, towarzyszącemu pilotom wykonującym lotnicze akrobacje.
Podobnie też mam z przelewaniem na papier moich wrażeń z lektury jego książek. Ja ich nie czytam, ja je chłonę całą sobą, bo poruszają we mnie najbardziej nostalgiczne struny (tak, ekstrawertyczne osobowości również takowe posiadają). I tu pojawia się drugi problem, ponieważ zamiast spisywać te uczucia, wolałabym pozostać w milczącej kontemplacji. No to sobie możecie, moi drodzy, wyobrazić, jak niewiarygodnie mocny musi być styl Małeckiego, skoro na taki wulkan energii jak ja, działa jak melisa, a właściwie hektolitry jej naparu.
Najnowsza powieść Jakuba Małeckiego pt. "Nikt nie idzie" - pierwotny tytuł "Nauka latania", który moim skromnym zdaniem dużo lepiej oddałby jej niepowtarzalny klimat - to propozycja pełna symboli, samotności, niepewności, drżąca fortepianowym pianissimo, ale i uderzająca mocnym forte.
Z jednej strony książka ta przygniata siłą przekazu, bo mamy tutaj bohaterów po traumie i różnorodnymi obciążeniami, których losy śledzimy w skupieniu i empatycznym zrozumieniu. Natomiast z drugiej strony tytuł ten cechuje lekkość formy i skondensowanej w niedługich rozdziałach fabuły, podobnych balonom uciekającym z klemensowego plecaka (kto przeczyta książkę, będzie wiedział, w czym rzecz) czy uczuciu wolności, towarzyszącemu pilotom wykonującym lotnicze akrobacje.
Jakub Małecki zdecydował się opowiedzieć dwie historie, mające wspólne wątki. Stworzył trzydziestodwuletnią Olgę Lipską; kobietę z pozoru niezależną, ale głęboko osadzoną w uczuciu sprzed lat. W jej życiu niespodziewanie pojawi się Klemens - syn Marzeny i Antka - pilota myśliwca; mężczyzna o cechach chłopca, mający swój własny, trudny do przeniknięcia świat, i chociaż będzie to obecność jedynie chwilowa, to odciśnie ona swój niedający się zatrzeć ślad na losach Olgi. Nie można w tym miejscu nie wspomnieć o Igorze, pierwszej i jedynej miłość Olgi, z którym rozdzielił ją czas, ale połączyła nierozerwalna więź oraz nieszablonowy album "Nikt nie idzie".
Małecki przyzwyczaił mnie już, że jego proza emanuje wszystkimi barwami i nutami emocji, chociaż traktuje o jakże przyziemnych sprawach. Zderzymy się na kartach tej jesiennej powieści obyczajowo-psychologicznej z kwestią przeznaczenia, przemijania, straty czy blokady w komunikacji między ludźmi, która to blokada - jak już dawno stwierdził Stephen Hawking, a co ja sparafrazowałam - jest podstawą wielu nieporozumień i cierpień człowieka.
Nie napiszę nic więcej, poza jednym: czytajcie Małeckiego, bo to wybitny polski pisarz współczesny, mający niebywałą zdolność do pisania o rzeczach pozornie zwykłych w przejmująco niezwykły sposób i ugruntowujący z każdą kolejną książką swoją pozycję na rynku literatury wysokich lotów.
Bardzo dziękuję Wydawnictwu SQN za możliwość przedpremierowej lektury "Nikt nie idzie".
Nie miałam jeszcze okazji czytać Małeckiego. Cóż, musi się to zmienić ;)
OdpowiedzUsuńMałecki obok Magdy Knedler jest moim guru współczesnych powieści polskich z górnej półki, a jednocześnie przystępnych w odbiorze. Także, nadrabiaj! :)
UsuńSłyszałam tyle dobrego o twórczości tego autora! Muszę w koncu coś przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńWarto, oj warto :)
UsuńJa też jeszcze nic nie czytałam ale po TAKIEJ recenzji chyba muszę :) za to od wczoraj zacytuję się (w końcu!) W Knedler, boska!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Ci się podoba, no i że Magda przypadła Ci do gustu. Myślę, że podobnie będzie, kiedy sięgniesz po Małeckiego :)
Usuń