Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Martwy błękit" - Krzysztof Bochus

PREMIERA: 27.09.2017
Pewne jest jedno. Rottenberg nie popełnił samobójstwa, a został z zimną krwią brutalnie zamordowany. Oznacza to także, że list pożegnalny napisał pod przymusem, a wymienione w nim pobudki czynu, rzekomo samobójczego, są wyssane z palca.

Kto czytał moją opinię na temat debiutanckiej powieści Krzysztofa Bochusa pt. „Czarny manuskrypt”, ten wie, jak bardzo książka ta przypadła mi do gustu. Jako zagorzała fanka retrokryminałów z nieskrywanym zainteresowaniem oczekiwałam kontynuacji poczynań śledczych radcy kryminalnego Christiana Abella, ponieważ bohater ten zaimponował mi swoją niezłomnością, poszanowaniem zasad oraz rozbudowanym poczuciem sprawiedliwości. Te jakże istotne dla policjanta cechy udało się autorowi jeszcze mocniej wyeksponować w „Martwym błękicie”, a do tego uwypuklić wątki z życia prywatnego Abella, dzięki czemu zapałałam do niego sympatią jeszcze bardziej. Właśnie te elementy wraz z interesującą sprawą kryminalną oraz bogatym rysem historycznym sprawiają, że druga powieść z pomorskim tuzem Kripo w roli głównej jest jeszcze lepsza niż jej poprzedniczka.

Bochus przenosi nas ponownie do pierwszej połowy lat trzydziestych ubiegłego wieku, dokładnie do Sopotu, opisanego z pietyzmem i tak obrazowo, że niemal można poczuć zapach słonej morskiej bryzy czy mrocznych zaułków miasta i charakterystycznych dla niego obiektów. Ponadto doskonale oddany został klimat przedwojennych czasów, kiedy to nazizm w parze z antysemityzmem zataczają coraz szersze kręgi, siejąc poczucie zagrożenia i izolacji. W tych jakże niesprzyjających okolicznościach ze światem rozstaje się szanowany członek lokalnej społeczności Saul Rottenberg, uznany znawca i kolekcjoner dzieł sztuki. Wezwany do rezydencji denata Abell zdaje się nie być przekonany co do jego samobójczej śmierci, a kiedy giną kolejni członkowie rodziny Rottenbergów, sprawa zaczyna nabierać priorytetowego znaczenia dla przedstawicieli władz oraz policji kryminalnej. 

Misternie poprowadzona fabuła, w której fakty historyczne mieszają się z literacką fikcją, niestrudzenie prowadzi czytelnika pomiędzy różnorodnymi tropami: od wątków kabalistycznych i ukrytej symboliki cyfr i liter przez antyżydowskie nastroje czy rodzinne porachunki po rynek drogocennych obrazów. Do tego otrzymujemy bohatera z krwi i kości, o prostym niczym struna kręgosłupie moralnym, którego dewizą jest twierdzenie, że skoro jest wina, to musi być i kara. Krystaliczna wręcz postawa Abella jest imponująca i przyciąga do niego jak magnes zarówno zbirów, pragnących wykluczyć go z gry o sprawiedliwość, jak i kobiety zafascynowane z jednej strony jego szorstkim sposobem bycia, a z drugiej nimbem tajemniczości, który wokół siebie roztacza. 

Na uwagę zasługuje język, jakim pisany jest „Martwy błękit”: plastyczny, wielowymiarowy, pobudzający wyobraźnię i wysmakowany, co w przypadku powieści kryminalnej w nurcie literatury popularnej nie zawsze jest łatwe do osiągnięcia. 

Mam nadzieję, że w głowie autora już kiełkuje pomysł na kolejną tak klimatyczną książkę oraz nowe tarapaty, w które zostanie wpędzony Abell, bo nie dopuszczam do siebie myśli, że na dwóch tomach pomorskich kryminałów retro się skończy. 

Panie Krzysztofie, uprzejmie proszę o więcej.

Serdecznie dziękuję Wydawnictwu „Muza” za możliwość przedpremierowej lektury.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: "Wrony" - Petra Dvorakova w tłumaczeniu Mirka Śmigielskiego

 Premiera: 23.11.2020 "- To jak? Co zrobisz z Baśką? - Sama to z nią załatw - zbywa mnie. - Ja? Znowu ja! Dlaczego ciągle wszystko muszę załatwiać ja?! A ty sobie tu siądziesz i nie masz żadnych problemów. - K...wa, nie wkurzaj mnie - krzyczy na mnie, jakbym to ja zrobiła coś złego. A przecież chcę tylko, żeby on też trochę wychowywał tę dziewczynę. - To załatw to z Bachą! - upieram się przy swoim i ciskam morką ścierkę do naczyń na blat. Wacław wybiega z kuchni. Słyszę, jak leci do łazienki. Otwiera drzwi. Bacha znów podstawiła za nie kosz na pranie. Potem rozlega się już tylko straszny krzyk" - fragment powieści. Żadne dziecko nie powinno bać się swojego rodzica. Żadne! Patrzyć na rodzica oczami pełnymi bezbrzeżnego strachu, a co gorsza poczucia winy, że znowu zawiodło, że znowu nie słuchało. Że znowu po prostu było… dzieckiem. Główna bohaterka „Wron” Basia to mały kolorowy ptaszek, obdarzony talentem malarskim, który nie ma najmniejszych problemów z nauką, ale jednocześnie...

Domi czyta i pisze niczym Jaskier

 16 grudnia 2021 roku Geralt z Rivii - bohater serii "Wiedźmin" stworzonej przez Andrzeja Sapkowskiego - obchodził 35 urodziny. Bo to właśnie 16 grudnia 1986 roku na łamach czasopisma "Fantastyka" ukazało się pierwsze opowiadanie z wiedźminem w roli głównej. Aby uczcić ten jubileusz, a także uświetnić premierę drugiego sezonu serialu "Wiedźmin" na Netflix, między innymi portal lubimyczytać.pl zorganizował konkurs, w którym do wygrania był specjalny numer miesięcznika "Nowa fantastyka", w całości poświęcony poświęcony wiedźmińskim sprawom. Konkurs polegał na wcieleniu się w rolę barda Jaskra i stworzeniu pieśni o wiedźminie. I tak się składa, że w tym przedsięwzięciu wzięłam udział i napisałam co następuje: Wiedźminie nasz, o Wiedźminie nasz Mieczem swym kikimory i ghule strasz Zobacz tam za rogiem Płonie Sodden A ty masz tę moc By w ciemną noc Odegnać przeznaczenia ogień. Śpiewajmy więc, na Geralta cześć By zawsze był w pobliżu Zawalczy...

Recenzja: “Topiel” Jakub Ćwiek

Mam swoje wydanie, zakupem którego wsparłam tegorocznych powodzian w Głuchołazach.  A tak napisałam o “Topieli” w 2020 roku na portalu Goodreads:  “Topiel” przeniosła mnie w czasy, które doskonale pamiętam. 1997 rok również w moich Katowicach  przyniósł wielkie opady, a zalany Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku zwany Chorzowskim (dzisiaj Śląski) mam gdzieś uwieczniony na zdjęciu zrobionym aparatem Kodak. Były to wakacje pomiędzy moją siódmą a ósmą klasą szkoły podstawowej i mimo tragicznych obrazków z Opola czy Wrocławia, oglądanych w telewizji, naprawdę beztroskie.  A o beztrosce nie mogli nawet pomyśleć bohaterowie “Topieli” oraz wszyscy ci, którzy w ratowanie ludzi i dobytku podczas “wielkiej fali” byli zaangażowani realnie. Ja to miałam szczęście. Po latach to doceniam. Za pośrednictwem swojej książki Jakub Ćwiek przywołał wspomnienia, ale i oplótł mnie polskością czasów klęski żywiołowej. Co ciekawe, polskość ta również w jakże nieszablonowym, pandemicznym 202...