Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Niepełnia" - Anna Kańtoch

Premiera: 29.09.2017

Piotrek czekał. Minęły święta i zbliżał się sylwester, a on czekał. Na telefon, dzwonek do drzwi, maila. Na wiadomość, że Marta żyje i ma się dobrze. Że go porzuciła. Że została zamordowana i jej ciało właśnie odnaleziono na jakimś polu pod lasem. Każdego dnia nadzieja umierała w nim i rodziła się na nowo. Bywały takie chwile, że już-już łapał jako taką równowagę i zaczynał wierzyć, że cokolwiek przyniesie los, zdoła sobie z tym poradzić, to zaraz potem świat usuwał mu się pod nóg i Piotrek spadał w ciemność, krzycząc. Zawsze wtedy krzyczał, choć ludzie wokół niego niczego nie zauważali.

„Niepełnia” Anny Kańtoch to niepokojąca, wiejąca grozą powieść, której bliżej do thrillera niż do kryminału. Czytając ją oglądamy się za siebie, czy aby ktoś nie wychynie zza rogu, aby nas skrzywdzić. Zimowa, mroczna aura wywołuje gęsią skórkę, a rozwijająca się niespiesznie fabuła, każde wyczekiwać wielkiego „bum”. Czy takowe się pojawia? Sprawdźcie sami, ale najpierw upewnijcie się, czy wszystkie zamki w drzwiach macie dokładnie zamknięte, a przez szparę w oknie nie przeniknie do was chłód grudniowego wieczoru, podczas którego znikają ludzie.

Spodziewajcie się również nieszablonowo potraktowanego tematu odmienności płciowej i poszukiwania własnego „ja”, która to kwestia w sposób tajemniczy i nieoczywisty wsączana jest przez autorkę w umysł czytelnika. Przeszłość przeplata się na łamach tej powieści z teraźniejszością, nic nie jest jednoznaczne, tym bardziej, że na Kańtoch komunikuje się ze swoimi odbiorcami zagadkami. 

Ogromnym atutem książki jest miejsce jej akcji, czyli moje Katowice i Podbeskidzie. Taka lokalizacja sprawiła, że mogłam przeżywać tę powieść mocniej, odczuć jej grozę bardziej, ponieważ bez skrępowania mogłam wyobrażać sobie opisane sceny w konkretnych punktach miasta i jego okolic. 

„Niepłenia” to opowieść, którą tuż po zakończeniu lektury chciałoby się ponownie przeczytać, ponieważ nie do końca wiemy, co wydarzyło się naprawdę, a co jest wyłącznie wytworem wyobraźni bohaterów. 

Jestem przekonana, że to nieostatnie spotkanie z prozą Kańtoch, bo poruszyła mnie ona wyjątkowo i pozostawiła w poczuciu wewnętrznego rozedrgania, co najlepiej świadczy o sile jej przekazu.

Gorąco polecam!

Komentarze

  1. Bardzo zachęcająca recenzja. Trzeba się przyjrzeć tej książce z bliska 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To na bank nie jest moje ostatnie spotkanie z tą autorką :)

      Usuń
  2. Kańtoch od dawna mam w stosie hańby i jakoś nigdy nie mogę jej stamtąd wyciągnąć, chociaż bardzo dużo dobrego słyszę i czytam o jej książkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nadal pozostaję pod wrażeniem "Niepełni" - ciary mam do dziś ;)

      Usuń
  3. Nie znam tej autorki, ale jak widać, warto poznać :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: "Wrony" - Petra Dvorakova w tłumaczeniu Mirka Śmigielskiego

 Premiera: 23.11.2020 "- To jak? Co zrobisz z Baśką? - Sama to z nią załatw - zbywa mnie. - Ja? Znowu ja! Dlaczego ciągle wszystko muszę załatwiać ja?! A ty sobie tu siądziesz i nie masz żadnych problemów. - K...wa, nie wkurzaj mnie - krzyczy na mnie, jakbym to ja zrobiła coś złego. A przecież chcę tylko, żeby on też trochę wychowywał tę dziewczynę. - To załatw to z Bachą! - upieram się przy swoim i ciskam morką ścierkę do naczyń na blat. Wacław wybiega z kuchni. Słyszę, jak leci do łazienki. Otwiera drzwi. Bacha znów podstawiła za nie kosz na pranie. Potem rozlega się już tylko straszny krzyk" - fragment powieści. Żadne dziecko nie powinno bać się swojego rodzica. Żadne! Patrzyć na rodzica oczami pełnymi bezbrzeżnego strachu, a co gorsza poczucia winy, że znowu zawiodło, że znowu nie słuchało. Że znowu po prostu było… dzieckiem. Główna bohaterka „Wron” Basia to mały kolorowy ptaszek, obdarzony talentem malarskim, który nie ma najmniejszych problemów z nauką, ale jednocześnie...

Domi czyta i pisze niczym Jaskier

 16 grudnia 2021 roku Geralt z Rivii - bohater serii "Wiedźmin" stworzonej przez Andrzeja Sapkowskiego - obchodził 35 urodziny. Bo to właśnie 16 grudnia 1986 roku na łamach czasopisma "Fantastyka" ukazało się pierwsze opowiadanie z wiedźminem w roli głównej. Aby uczcić ten jubileusz, a także uświetnić premierę drugiego sezonu serialu "Wiedźmin" na Netflix, między innymi portal lubimyczytać.pl zorganizował konkurs, w którym do wygrania był specjalny numer miesięcznika "Nowa fantastyka", w całości poświęcony poświęcony wiedźmińskim sprawom. Konkurs polegał na wcieleniu się w rolę barda Jaskra i stworzeniu pieśni o wiedźminie. I tak się składa, że w tym przedsięwzięciu wzięłam udział i napisałam co następuje: Wiedźminie nasz, o Wiedźminie nasz Mieczem swym kikimory i ghule strasz Zobacz tam za rogiem Płonie Sodden A ty masz tę moc By w ciemną noc Odegnać przeznaczenia ogień. Śpiewajmy więc, na Geralta cześć By zawsze był w pobliżu Zawalczy...

Recenzja: “Topiel” Jakub Ćwiek

Mam swoje wydanie, zakupem którego wsparłam tegorocznych powodzian w Głuchołazach.  A tak napisałam o “Topieli” w 2020 roku na portalu Goodreads:  “Topiel” przeniosła mnie w czasy, które doskonale pamiętam. 1997 rok również w moich Katowicach  przyniósł wielkie opady, a zalany Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku zwany Chorzowskim (dzisiaj Śląski) mam gdzieś uwieczniony na zdjęciu zrobionym aparatem Kodak. Były to wakacje pomiędzy moją siódmą a ósmą klasą szkoły podstawowej i mimo tragicznych obrazków z Opola czy Wrocławia, oglądanych w telewizji, naprawdę beztroskie.  A o beztrosce nie mogli nawet pomyśleć bohaterowie “Topieli” oraz wszyscy ci, którzy w ratowanie ludzi i dobytku podczas “wielkiej fali” byli zaangażowani realnie. Ja to miałam szczęście. Po latach to doceniam. Za pośrednictwem swojej książki Jakub Ćwiek przywołał wspomnienia, ale i oplótł mnie polskością czasów klęski żywiołowej. Co ciekawe, polskość ta również w jakże nieszablonowym, pandemicznym 202...