Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Krew" - Bartosz Szczygielski

Przyłożył palce do jednej ze ścian kolumny. W sekundę zabarwiły się na kolor, który dobrze znał. Powąchał skórę. Nienawidził mieć racji. Kolumna była niewiele wyższa od niego. Wykorzystał stojącą obok ławkę i stanął na niej ubłoconymi butami. Ledwo potrafił utrzymać równowagę. Nie potrafił dostrzec nic przez taflę brudnej wody. Włożył dłonie do środka i natrafił na coś miękkiego. Ostrożnie wyciągnął to na zewnątrz. Przestał oddychać w obawie przed tym, że uszkodzi znalezisko. Po raz pierwszy w swoim życiu Gabriel patrzył na ludzkie serce. Było szorstkie w dotyku.

Kiedy rozstawałam się z komisarzem Gabrielem Bysiem, kończąc debiutancki kryminał Bartosza Szczygielskiego pt. „Aorta”, byłam więcej niż pewna, że oczekiwanie na tom drugi pruszkowskiej serii będzie nie lada wyzwaniem. Bo zakończenie tej książki okazało się bardzo zaskakujące i nie chodziło tutaj nawet o odpowiedź na pytanie "kto zabił?", ale o to, co dalej z komisarzem Bysiem? 

Otwierając „Krew” oczekiwałam powrotu do mrocznego, mafijnego Pruszkowa, z kwitnącym w najlepsze gangsterskim podziemiem i de facto to dostałam, chociaż główną osią akcji są wydarzenia rozgrywające się na terenie i w najbliższych okolicach szpitala psychiatrycznego w Tworkach. Bo to tam odnajdujemy Gabriela, który pozbawiony policyjnej odznaki, wiedzie żywot pacjenta oddziału psychiatrycznego, starającego się powrócić do jako takiej równowagi psychicznej po traumatycznych przeżyciach, znanych czytelnikom z „Aorty”. I pewnie nadal Gabriel uczęszczałby na terapię, odbębniając nic nie wnoszące do jego stanu zdrowia sesje z psychiatrą, gdyby nie makabryczne znalezisko – ludzkie serce. I tak, chcąc nie chcąc, Byś zostaje zaangażowany w śledztwo, a przy okazji odkrywa, że niełatwo jest rozstać się z policyjnym fachem.

Równolegle z postępami w śledztwie obserwujemy losy prostytutki Kaśki, która zniewolona przez bossa pruszkowskiego gangu, obmyśla plan ucieczki. Zanim jednak będzie mogła podjąć jakiekolwiek kroki w tej sprawie, zostanie boleśnie doświadczona przez swojego „chlebodawcę”. Tym razem, drogi Kaśki oraz Bysia nie mają możliwości się przeciąć, ale finałowe sceny z jej udziałem pozostawiły mnie w osłupieniu i niedosycie, co dla prozy Szczygielskiego okazuje się absolutną normalką. 

Bo Szczygielski tworzy mięsiste, mroczne historie, obnażające najbardziej ohydne zakamarki ludzkiej duszy. Nie obawia się dosadności i brutalności, nie koloryzuje, tworzy realistyczną scenerię dla ścinających krew w żyłach wydarzeń. I za ten właśnie naturalistyczny sznyt ma u mnie autor dużego plusa. Jeśli jeszcze w tak brawurowym stylu zamknie on trylogię Bysia, to zyska w moim prywatnym almanachu polskich twórców kryminałów jedno z czołowych miejsc. 

Jeśli jak dotąd nie mieliście okazji czytać klimatycznego Szczygielskiego, to warto ten stan rzeczy zmienić. Warto zdecydowanie.

Komentarze

  1. Szczęka mi opadła jak przeczytałam ten koniec z Kaśką w roli głównej. Ciekawe, co też się wydarzy w następnej części.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również czekam na kontynuację, bo końcówka wbija w fotel!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: "Wrony" - Petra Dvorakova w tłumaczeniu Mirka Śmigielskiego

 Premiera: 23.11.2020 "- To jak? Co zrobisz z Baśką? - Sama to z nią załatw - zbywa mnie. - Ja? Znowu ja! Dlaczego ciągle wszystko muszę załatwiać ja?! A ty sobie tu siądziesz i nie masz żadnych problemów. - K...wa, nie wkurzaj mnie - krzyczy na mnie, jakbym to ja zrobiła coś złego. A przecież chcę tylko, żeby on też trochę wychowywał tę dziewczynę. - To załatw to z Bachą! - upieram się przy swoim i ciskam morką ścierkę do naczyń na blat. Wacław wybiega z kuchni. Słyszę, jak leci do łazienki. Otwiera drzwi. Bacha znów podstawiła za nie kosz na pranie. Potem rozlega się już tylko straszny krzyk" - fragment powieści. Żadne dziecko nie powinno bać się swojego rodzica. Żadne! Patrzyć na rodzica oczami pełnymi bezbrzeżnego strachu, a co gorsza poczucia winy, że znowu zawiodło, że znowu nie słuchało. Że znowu po prostu było… dzieckiem. Główna bohaterka „Wron” Basia to mały kolorowy ptaszek, obdarzony talentem malarskim, który nie ma najmniejszych problemów z nauką, ale jednocześnie...

Domi czyta i pisze niczym Jaskier

 16 grudnia 2021 roku Geralt z Rivii - bohater serii "Wiedźmin" stworzonej przez Andrzeja Sapkowskiego - obchodził 35 urodziny. Bo to właśnie 16 grudnia 1986 roku na łamach czasopisma "Fantastyka" ukazało się pierwsze opowiadanie z wiedźminem w roli głównej. Aby uczcić ten jubileusz, a także uświetnić premierę drugiego sezonu serialu "Wiedźmin" na Netflix, między innymi portal lubimyczytać.pl zorganizował konkurs, w którym do wygrania był specjalny numer miesięcznika "Nowa fantastyka", w całości poświęcony poświęcony wiedźmińskim sprawom. Konkurs polegał na wcieleniu się w rolę barda Jaskra i stworzeniu pieśni o wiedźminie. I tak się składa, że w tym przedsięwzięciu wzięłam udział i napisałam co następuje: Wiedźminie nasz, o Wiedźminie nasz Mieczem swym kikimory i ghule strasz Zobacz tam za rogiem Płonie Sodden A ty masz tę moc By w ciemną noc Odegnać przeznaczenia ogień. Śpiewajmy więc, na Geralta cześć By zawsze był w pobliżu Zawalczy...

Recenzja: “Topiel” Jakub Ćwiek

Mam swoje wydanie, zakupem którego wsparłam tegorocznych powodzian w Głuchołazach.  A tak napisałam o “Topieli” w 2020 roku na portalu Goodreads:  “Topiel” przeniosła mnie w czasy, które doskonale pamiętam. 1997 rok również w moich Katowicach  przyniósł wielkie opady, a zalany Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku zwany Chorzowskim (dzisiaj Śląski) mam gdzieś uwieczniony na zdjęciu zrobionym aparatem Kodak. Były to wakacje pomiędzy moją siódmą a ósmą klasą szkoły podstawowej i mimo tragicznych obrazków z Opola czy Wrocławia, oglądanych w telewizji, naprawdę beztroskie.  A o beztrosce nie mogli nawet pomyśleć bohaterowie “Topieli” oraz wszyscy ci, którzy w ratowanie ludzi i dobytku podczas “wielkiej fali” byli zaangażowani realnie. Ja to miałam szczęście. Po latach to doceniam. Za pośrednictwem swojej książki Jakub Ćwiek przywołał wspomnienia, ale i oplótł mnie polskością czasów klęski żywiołowej. Co ciekawe, polskość ta również w jakże nieszablonowym, pandemicznym 202...